Rodzaj:
Story
Część:
chapter 8
Tytuł: Why
don't we break the rules already?
Motto: Why
don't we break the rules already?
Autor:
Triada
Gatunek:
Obyczajowy, dramat
Miejsce
akcji: Londyn
Bohaterowie:
Harry Styles, Louis Tomlinosn, Niall Horan, Zayn Malik, Liam Payne,
Simon Cowell i inni
Głos
Louisa, który histerycznie się śmiał, jednocześnie płacząc był
przerażający. Biegłem za nim, lecz ten był szybszy. Beżowy
sweter znikał za każdym zakrętem, cały czas pędząc przed siebie.
Raniłem go, kolejny raz, ale nie chciałem go opuścić. Nie teraz.
Czułem jak po moich policzkach spływają łzy, których nie mogłem
opanować. Mieszały się z deszczem, moczącym moje miękkie loki i
wpływając mi za kurtkę. Nie przejmowałem się ich zimnem,
ponieważ najważniejszy był Louis. Nadal biegnący, Louis. Opadał
już z sił, a ja coraz głośniej jęczałem. Po prostu chciałem go
zatrzymać... zatrzymać przy sobie na wieczność, bo przecież
miałem być żywy. Hah jak to absurdalnie brzmi, przyzwyczaiłem się
do myśli o mojej śmierci. Teraz wszystko miało się zmienić.
Tomlinson zatrzymał się, stając tyłem do mnie. Nie wiedziałem
czy chciałem zobaczyć jego twarz, bo mogła być zatopiona w smutku
i grymasie, prześladującym mnie po nocach. Zaczął powoli się
odwracać, słysząc mój głośny oddech. Deszcz nie dawał mu
spokoju i nadal moczył jego ubranie, lecz jakby się tym nie
przejmowaliśmy. Chciałem tylko go zobaczyć i przyciągnąć do
siebie w namiętnym pocałunku. Upadłem na kolana, ponieważ o coś
się potknąłem. Zobaczyłem krew, rozlewającą się wokół mnie.
Przerażony wzrok Louisa, który zrezygnował z podejścia do mnie.
-Czemu mnie zostawiłeś?!- wykrzyczałem, po czym poczułem mocny ucisk w pasie.
Kogoś mocne ręce złapały mnie z tyłu. Pragnąłem by to był Louis, lecz ten wpatrywał się tylko w osobę, która mnie opanowuje. Widziałem jak strugi czerwonej mazi spływają po moich rękach, lecz nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Schowałem w nich twarz, ponieważ nie mogłem pamiętać wyrazu twarzy Lou., która wyrażała... Pustkę. Zaniosłem się głośnym jękiem, po czym zwyczajnie zemdlałem.
-Nie! Louis! Nie odchodź!- krzyczałem do otchłani, która zaczęła się rozjaśniać.
***
-Czemu mnie zostawiłeś?!- wykrzyczałem, po czym poczułem mocny ucisk w pasie.
Kogoś mocne ręce złapały mnie z tyłu. Pragnąłem by to był Louis, lecz ten wpatrywał się tylko w osobę, która mnie opanowuje. Widziałem jak strugi czerwonej mazi spływają po moich rękach, lecz nie zwracałem na to najmniejszej uwagi. Schowałem w nich twarz, ponieważ nie mogłem pamiętać wyrazu twarzy Lou., która wyrażała... Pustkę. Zaniosłem się głośnym jękiem, po czym zwyczajnie zemdlałem.
-Nie! Louis! Nie odchodź!- krzyczałem do otchłani, która zaczęła się rozjaśniać.
***
Otworzyłem
oczy, budząc się ze snu. Snu, który był prawdą, wczorajszej
nocy. Nic mi nie pasowało, a obolałe ciało, całkowicie odmawiało
posłuszeństwa. Czemu widziałem oczy, wpatrujące się moją
postać? Niesamowicie niebieskie i przestraszone oczy? Należały do
blondyna, który wydawał mi się znajomy. Oczywiście, że go
znałem. Miał na imię Niall, Niall Horan, mój przyjaciel.
Przestraszyłem się, przez co szybko wylądowałem na podłodze,
jęcząc. Miałem na sobie białą koszulkę i szorty, co mnie zdziwiło, ponieważ przecież nie sypiam w ubraniu... Moje rozmyślenia
przerwał dźwięczny śmiech Niall'a, który zaraz przerodził się
w głośne 'auu', niczym wycie wilka. Jego oczy zaszły łzami, więc
szybko wstałem podpierając się rękami... na których były
bandarze.
-Cholera... co ja mam na ręce- mruknąłem, siadając obok niego, próbując rozplątać opatrunek.
Szybko poradziłem sobie z białym kawałkiem materiału i widok tego co zobaczyłem przeraził nas obu.
-Cholera... co ja mam na ręce- mruknąłem, siadając obok niego, próbując rozplątać opatrunek.
Szybko poradziłem sobie z białym kawałkiem materiału i widok tego co zobaczyłem przeraził nas obu.
Niall
wyjął białą rękę spod kołdry, po czym szybkim ruchem, pomógł
mi zapleść to z powrotem.
Czerwone głębokie rany, odznaczały się wyraźnie na mojej dłoni, a ja nadal nie mogłem oderwać od nich wzroku. Przypominały mi o tej nocy i o nim. Nie chciałem wypowiadać jego imienia, ponieważ zbyt bardzo mnie raniło. Odszedł, jego zimny wzrok nadal przeszywał mnie dreszczami.
-Czemu tak krzyczałeś?- zapytał powoli Horan, jakby sprawdzając czy może coś powiedzieć.
-Nie chce o tym mówić...-odwróciłem się plecami do jego twarzy, wpatrując bezmyślnie w okno.
-Okey, ale mógłbym ci pomóc-mruknął- i co ty tu robisz? - zapytał, a w jego oczach rozbłysnęło zaciekawienie.
-Też chciałbym wiedzieć.
-Kłamiesz, Harry. Ty nie umiesz kłamać- podziękowałbym mu za prawdę, ale uświadomił mi, że muszę się tego nauczyć.
Czerwone głębokie rany, odznaczały się wyraźnie na mojej dłoni, a ja nadal nie mogłem oderwać od nich wzroku. Przypominały mi o tej nocy i o nim. Nie chciałem wypowiadać jego imienia, ponieważ zbyt bardzo mnie raniło. Odszedł, jego zimny wzrok nadal przeszywał mnie dreszczami.
-Czemu tak krzyczałeś?- zapytał powoli Horan, jakby sprawdzając czy może coś powiedzieć.
-Nie chce o tym mówić...-odwróciłem się plecami do jego twarzy, wpatrując bezmyślnie w okno.
-Okey, ale mógłbym ci pomóc-mruknął- i co ty tu robisz? - zapytał, a w jego oczach rozbłysnęło zaciekawienie.
-Też chciałbym wiedzieć.
-Kłamiesz, Harry. Ty nie umiesz kłamać- podziękowałbym mu za prawdę, ale uświadomił mi, że muszę się tego nauczyć.
Nigdy
nie potrzebowałem okłamywać ludzi, a wręcz tego nie lubiłem.
Przecież nikt z nas nie chciałby się znaleźć w takiej sytuacji.
-Wiem... Simon dowiedział się o moich wynikach, jakimś magicznym sposobem- spojrzałem wymownie na Nialla, który wyraźnie się spiął.
-Przepraszam, ale musiałem. 10 % szans to dużo- wymamrotał niewyraźnie.
-Dzięki, ale przez ciebie nie dość, że umrę w szpitalu, to jeszcze samotnie- poczułem jak do moich oczu zaczynają napływać łzy.
Horan nic z tego nie rozumiał, więc tylko oparł głowę na moich kolanach. Nie chciałem żyć w świadomości, że to wszystko przez niego, dlatego odrzuciłem od siebie te myśli. Przecież to była tylko moja wina, a oni nie mieli z tym nic wspólnego. Nie powinienem był pokazywać mu tych wyników, spotkać szatyna i przede wszystkim przespać się z nim, bo właśnie wtedy połączyło nas coś magicznego. Zaistniała między nami jakaś nierozerwalna więź, która teraz potrafiła tylko sprawiać nam ból.
Spojrzałem na żółte ściany, dostając niemal klaustrofobii. Wszystko przylegało do mojego ciała, dusiło je. Zacząłem wyraźnie dyszeć, Niall złapał mnie za ramię i potrząsnął lekko.
-Mam zacząć krzyczeć?- uśmiechnął się gorzko.
-Nie, nie trzeba, ale pozwól, że wyjdę- zwróciłem się do niego, niemal z grzecznością.
Nie chciałem, by widział jak przeżywam pobyt w szpitalu. Okey, kogo ja oszukuje. Miałem daleko szpital i te zasrane ściany... Nadal przeżywałem minioną noc. Nie wiedziałem, że można widzieć tak wyraźne obrazy w ciągu dnia, a na pewno nie powinno tak być.
-Ej może ja jeszcze śpię? - naprawdę chciałem w to wierzyć.
Poczułem jak przeszywa mnie krótko trwały ból.
-Ałaaa...- zawyłem, szybko dochodząc do wniosku, iż już nie boli. – Co ty robisz?!- wykrzyczałem, budząc pół przytomnego blondynka.
-Chciałeś żebym sprawdził czy śpisz, a tak robią w kreskówkach- wyszczerzył się raźnie.
-W kreskówkach również przenikają przez ściany! Może ja też umiem? - wstałem, po czym znalazłem się przy ścianie, próbując przez nią przejść.
Po sali rozniósł się śmiech Niall'a, który prawie wstał z łóżka. Pocierając głowę, podbiegłem do niego.
-Kochanie, ty masz leżeć – wyszeptałem, łapiąc go delikatnie za ramiona.
Wydawał się taki kruchy i tak strasznie przypominał mi szatyna. Nie pasowały mi tylko włosy, oczy, postawa, głos, charakter ... wszystko.
-Po pierwsze nie mów do mnie kochanie, bo Louis się obrazi, a po drugie … chwila właściwie gdzie on jest?
Boże, czy on musiał zadawać tak krępujące pytania?
-Brakuje ci go? - zapytałem, ironicznie, ponieważ tylko tak mogłem powstrzymać kolejne łzy.
-Ahh... Tak, ale wiem, że zaraz tu przyjdzie. Nie mam za złe mu tego co zrobił. Zdarza się- Horan beznamiętnie westchnął.
-Zdarza się połamanie ci żeber? - sarkazm... tak, uwielbiam go.
-Harry, naprawdę dobrze wiesz, że to nie jego wina, tylko moja. Nie powiniem był tego mówić- obwinianie się, to zawsze najlepsze wyjście u niebieskookiego.
-Nie, Niall. Wiem tylko to, że stałem wpatrując się w was NIC nie robiąc- musiałem wziąć to na siebie.
-Okey, ty wiesz swoje, a z tobą nie można się kłócić, jednak...
-I jak tam czujecie się, chłopcy- do sali wtargnął Simon.
-Nie umiesz pukać?!- nakrzyczałem na niego, ponieważ to nie Niall, Louis czy nawet ja byliśmy temu wszystkiemu winni, tylko on.
-Wiem... Simon dowiedział się o moich wynikach, jakimś magicznym sposobem- spojrzałem wymownie na Nialla, który wyraźnie się spiął.
-Przepraszam, ale musiałem. 10 % szans to dużo- wymamrotał niewyraźnie.
-Dzięki, ale przez ciebie nie dość, że umrę w szpitalu, to jeszcze samotnie- poczułem jak do moich oczu zaczynają napływać łzy.
Horan nic z tego nie rozumiał, więc tylko oparł głowę na moich kolanach. Nie chciałem żyć w świadomości, że to wszystko przez niego, dlatego odrzuciłem od siebie te myśli. Przecież to była tylko moja wina, a oni nie mieli z tym nic wspólnego. Nie powinienem był pokazywać mu tych wyników, spotkać szatyna i przede wszystkim przespać się z nim, bo właśnie wtedy połączyło nas coś magicznego. Zaistniała między nami jakaś nierozerwalna więź, która teraz potrafiła tylko sprawiać nam ból.
Spojrzałem na żółte ściany, dostając niemal klaustrofobii. Wszystko przylegało do mojego ciała, dusiło je. Zacząłem wyraźnie dyszeć, Niall złapał mnie za ramię i potrząsnął lekko.
-Mam zacząć krzyczeć?- uśmiechnął się gorzko.
-Nie, nie trzeba, ale pozwól, że wyjdę- zwróciłem się do niego, niemal z grzecznością.
Nie chciałem, by widział jak przeżywam pobyt w szpitalu. Okey, kogo ja oszukuje. Miałem daleko szpital i te zasrane ściany... Nadal przeżywałem minioną noc. Nie wiedziałem, że można widzieć tak wyraźne obrazy w ciągu dnia, a na pewno nie powinno tak być.
-Ej może ja jeszcze śpię? - naprawdę chciałem w to wierzyć.
Poczułem jak przeszywa mnie krótko trwały ból.
-Ałaaa...- zawyłem, szybko dochodząc do wniosku, iż już nie boli. – Co ty robisz?!- wykrzyczałem, budząc pół przytomnego blondynka.
-Chciałeś żebym sprawdził czy śpisz, a tak robią w kreskówkach- wyszczerzył się raźnie.
-W kreskówkach również przenikają przez ściany! Może ja też umiem? - wstałem, po czym znalazłem się przy ścianie, próbując przez nią przejść.
Po sali rozniósł się śmiech Niall'a, który prawie wstał z łóżka. Pocierając głowę, podbiegłem do niego.
-Kochanie, ty masz leżeć – wyszeptałem, łapiąc go delikatnie za ramiona.
Wydawał się taki kruchy i tak strasznie przypominał mi szatyna. Nie pasowały mi tylko włosy, oczy, postawa, głos, charakter ... wszystko.
-Po pierwsze nie mów do mnie kochanie, bo Louis się obrazi, a po drugie … chwila właściwie gdzie on jest?
Boże, czy on musiał zadawać tak krępujące pytania?
-Brakuje ci go? - zapytałem, ironicznie, ponieważ tylko tak mogłem powstrzymać kolejne łzy.
-Ahh... Tak, ale wiem, że zaraz tu przyjdzie. Nie mam za złe mu tego co zrobił. Zdarza się- Horan beznamiętnie westchnął.
-Zdarza się połamanie ci żeber? - sarkazm... tak, uwielbiam go.
-Harry, naprawdę dobrze wiesz, że to nie jego wina, tylko moja. Nie powiniem był tego mówić- obwinianie się, to zawsze najlepsze wyjście u niebieskookiego.
-Nie, Niall. Wiem tylko to, że stałem wpatrując się w was NIC nie robiąc- musiałem wziąć to na siebie.
-Okey, ty wiesz swoje, a z tobą nie można się kłócić, jednak...
-I jak tam czujecie się, chłopcy- do sali wtargnął Simon.
-Nie umiesz pukać?!- nakrzyczałem na niego, ponieważ to nie Niall, Louis czy nawet ja byliśmy temu wszystkiemu winni, tylko on.
Mężczyzna
w czarnych spodniach spłoszył się, bo wyglądał jak pies z
podkulonym ogonem. Postanowiłem to wykorzystać.
-Czy naprawdę wszyscy muszą mi zawsze przeszkadzać?- mruknąłem, za głośno pod nosem, zwracając na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w pokoju.
Może nie tylko dzięki temu postanowili na mnie popatrzeć, ponieważ podczas wypowiadania tego, zacząłem się zbliżać do Simona.
Czułem jak moje ciało drży z podniecenia? Nie, nie... To była złość.
-To wszystko przez ciebie!- nie mogłem się powstrzymać.
Wiedziałem jak bardzo zdezorientowany był Niall, ale może wywnioskował coś z tej rozmowy.
-Harry, wracaj do łóżka.- spokojnie odpowiedział mi mężczyzna.
Podniosłem wysoko głowę, patrząc w szare oczy. Moje były znacznie ładniejsze, wiedziałem to, aż za dobrze.
-Nie będziesz mi rozkazywał, a jedyne gdzie mogę wrócić to do domu!
-Dzisiaj masz dostać lekarstwo- usłyszałem za plecami głośne westchnięcie Horana.
-Pieprz się z tym swoim lekarstwem! Wychodzę stąd, a ty możesz się pożegnać z 1/4 One Direction. Martwisz się tylko o to, a równie dobrze mogę umrzeć i tak... odchodzę- zacząłem zbierać w pośpiechu swoje rzeczy .
-To ta choroba tak na ciebie działa, a nie masz nawet skończonych osiemnastu lat, więc możesz sobie pomarzyć- patrzył na mnie wściekłym wzrokiem, lecz jego głos nadal był w miarę opanowany.
-Pomarzyć to ja mogę o jednorożcu, ale nie o wyjściu ze szpitala, na własną odpowiedzialność- rzuciłem się w stronę drzwi.
Ten sam uścisk co tamtej nocy powalił mnie jednym ruchem na łóżko. Z drugiej strony pokoju usłyszałem pisk sprężyn. Niall poderwał się do góry.
-Twój problem tkwi w tym, że nie możesz wziąć odpowiedzialności na siebie, za to ja mam prawo cię tu zamknąć!- wykrzyczał, przytrzymując mnie mocno za ramiona.
-Czy naprawdę wszyscy muszą mi zawsze przeszkadzać?- mruknąłem, za głośno pod nosem, zwracając na siebie uwagę wszystkich znajdujących się w pokoju.
Może nie tylko dzięki temu postanowili na mnie popatrzeć, ponieważ podczas wypowiadania tego, zacząłem się zbliżać do Simona.
Czułem jak moje ciało drży z podniecenia? Nie, nie... To była złość.
-To wszystko przez ciebie!- nie mogłem się powstrzymać.
Wiedziałem jak bardzo zdezorientowany był Niall, ale może wywnioskował coś z tej rozmowy.
-Harry, wracaj do łóżka.- spokojnie odpowiedział mi mężczyzna.
Podniosłem wysoko głowę, patrząc w szare oczy. Moje były znacznie ładniejsze, wiedziałem to, aż za dobrze.
-Nie będziesz mi rozkazywał, a jedyne gdzie mogę wrócić to do domu!
-Dzisiaj masz dostać lekarstwo- usłyszałem za plecami głośne westchnięcie Horana.
-Pieprz się z tym swoim lekarstwem! Wychodzę stąd, a ty możesz się pożegnać z 1/4 One Direction. Martwisz się tylko o to, a równie dobrze mogę umrzeć i tak... odchodzę- zacząłem zbierać w pośpiechu swoje rzeczy .
-To ta choroba tak na ciebie działa, a nie masz nawet skończonych osiemnastu lat, więc możesz sobie pomarzyć- patrzył na mnie wściekłym wzrokiem, lecz jego głos nadal był w miarę opanowany.
-Pomarzyć to ja mogę o jednorożcu, ale nie o wyjściu ze szpitala, na własną odpowiedzialność- rzuciłem się w stronę drzwi.
Ten sam uścisk co tamtej nocy powalił mnie jednym ruchem na łóżko. Z drugiej strony pokoju usłyszałem pisk sprężyn. Niall poderwał się do góry.
-Twój problem tkwi w tym, że nie możesz wziąć odpowiedzialności na siebie, za to ja mam prawo cię tu zamknąć!- wykrzyczał, przytrzymując mnie mocno za ramiona.
-Zamknąć?!
Naprawdę, chcesz mnie tu zamknąć?! Nie jestem psychicznie chory!
No, okey może trochę. - dodałem w myślach.- Nie ruszaj
mnie! - zacząłem miotać rękami na wszystkie strony, próbując
się wyrwać, lecz ten nadal zaciskał mocniej palce.
-Od tej pory, masz zakaz wychodzenia z tego pokoju!- nagły ból przeszył moją twarz.
Właściwie nie wiedziałem co się stało, ale poczułem jak policzek, mocno czerwienieje. Odrzuciłem głowę, pochłaniając łapczywie powietrze. Dopiero teraz do mnie dotarło.
-Uderzyłeś go? - tuż nade mną rozległ się pisk.
Nie należał do mnie, lecz do blondyna, który miał nie wstawać z łóżka. Usiadł obok mnie, przyciągając moją twarz do swojego torsu. Czułem jak pod spodem zadługiej koszulki, jest szczelnie owinięty bandarzem, który go dusił, skracając oddech. Jego zapach zmieszany z tym szpitalnym był inny... Jednak jego. Spokojne bicie serca, opanowało moją furię, a ja nieco się rozluźniłem. Usłyszałem jeszcze tylko głośny trzask drzwi i klucz przekręcany w zamku.
-Więc jednak to zrobił...- wykrztusiłem z siebie pojedyncze słowa, szlochając.
-Ciii... Jeszcze stąd uciekniemy- Niall wplótł ręce w moje loki, delikatnie głaszcząc.
-Od tej pory, masz zakaz wychodzenia z tego pokoju!- nagły ból przeszył moją twarz.
Właściwie nie wiedziałem co się stało, ale poczułem jak policzek, mocno czerwienieje. Odrzuciłem głowę, pochłaniając łapczywie powietrze. Dopiero teraz do mnie dotarło.
-Uderzyłeś go? - tuż nade mną rozległ się pisk.
Nie należał do mnie, lecz do blondyna, który miał nie wstawać z łóżka. Usiadł obok mnie, przyciągając moją twarz do swojego torsu. Czułem jak pod spodem zadługiej koszulki, jest szczelnie owinięty bandarzem, który go dusił, skracając oddech. Jego zapach zmieszany z tym szpitalnym był inny... Jednak jego. Spokojne bicie serca, opanowało moją furię, a ja nieco się rozluźniłem. Usłyszałem jeszcze tylko głośny trzask drzwi i klucz przekręcany w zamku.
-Więc jednak to zrobił...- wykrztusiłem z siebie pojedyncze słowa, szlochając.
-Ciii... Jeszcze stąd uciekniemy- Niall wplótł ręce w moje loki, delikatnie głaszcząc.
Mogłem
tylko pogrążyć się w cierpieniu. Tym psychicznym, jak i
fizycznym. Dopiero teraz rany na rękach przeraźliwie bolały, a
policzek piekł, więc zaniosłem się głośnym płaczem.
***
Poczułem
jak ktoś przyciąga moje ramiona pod swoją głowę w czułym
uścisku.
-Louis... proszę ja chce spać-zajęczałem cicho, uśmiechając się.
Łóżko lekko zaskrzypiało, a z ust szatyna wydobyło się tylko ciche westchnięcie. Chwila, moje łóżko nie skrzypi, a poza tym namiętny seks w ubraniu, szczelnie opinającym moje ciało? Nagle wydało się to niemożliwie. Otworzyłem oczy, a szatyna tam nie było, za to wróciła rzeczywistość. Emocje nie opadły, więc zerwałem się z łóżka. Pierwsze na co zwróciłem uwagę to lustro. Podszedłem bojąc się swojego odbicia. Jak się okazało, słusznie. Fioletowy siniak rozciągał się na całej kości policzkowej. Jego obszar niesamowicie bolał, a wszystko to oszpeciło moją twarz. Zielone oczy były mocno podkrążone, podkreślając jak szmaragdowego koloru są, a rzęsy mimowolnie się wydłużyły. W pewnym sensie pokazywało to dokładnie moją urodę, jednak całość wyglądała tragicznie.
Byłem wściekły, bo jak można zrobić to swojemu wychowankowi? Ojca i tak nie miałem, a mężczyzna, który miał się mną opiekować zamknął mnie w psychiatryku. Okey, szpitalu, ale szpitali przecież się nie zamyka! Objąłem szkło obiema rękami, wpatrując się w loki. Ich artystyczny nieład był, oblepiony krwią? Czerwona maź widniała w pojedynczych miejscach. Nie chciałem już siebie oglądać, więc jednym ruchem upuściłem lustro, a mój obraz momentalnie zniknął dając mi spokój. Zaniepokojony blondynek, podniósł głowę znad poduszki. Obdarzyłem go wspaniałym, sarkastycznym uśmiechem, po czym nalałem zimną wodę do małej plastikowej miseczki...
-Przynajmniej jej nie zbiję- mruknąłem, wręcz zadowolony.
-Louis... proszę ja chce spać-zajęczałem cicho, uśmiechając się.
Łóżko lekko zaskrzypiało, a z ust szatyna wydobyło się tylko ciche westchnięcie. Chwila, moje łóżko nie skrzypi, a poza tym namiętny seks w ubraniu, szczelnie opinającym moje ciało? Nagle wydało się to niemożliwie. Otworzyłem oczy, a szatyna tam nie było, za to wróciła rzeczywistość. Emocje nie opadły, więc zerwałem się z łóżka. Pierwsze na co zwróciłem uwagę to lustro. Podszedłem bojąc się swojego odbicia. Jak się okazało, słusznie. Fioletowy siniak rozciągał się na całej kości policzkowej. Jego obszar niesamowicie bolał, a wszystko to oszpeciło moją twarz. Zielone oczy były mocno podkrążone, podkreślając jak szmaragdowego koloru są, a rzęsy mimowolnie się wydłużyły. W pewnym sensie pokazywało to dokładnie moją urodę, jednak całość wyglądała tragicznie.
Byłem wściekły, bo jak można zrobić to swojemu wychowankowi? Ojca i tak nie miałem, a mężczyzna, który miał się mną opiekować zamknął mnie w psychiatryku. Okey, szpitalu, ale szpitali przecież się nie zamyka! Objąłem szkło obiema rękami, wpatrując się w loki. Ich artystyczny nieład był, oblepiony krwią? Czerwona maź widniała w pojedynczych miejscach. Nie chciałem już siebie oglądać, więc jednym ruchem upuściłem lustro, a mój obraz momentalnie zniknął dając mi spokój. Zaniepokojony blondynek, podniósł głowę znad poduszki. Obdarzyłem go wspaniałym, sarkastycznym uśmiechem, po czym nalałem zimną wodę do małej plastikowej miseczki...
-Przynajmniej jej nie zbiję- mruknąłem, wręcz zadowolony.
-Teraz
będziesz miał siedem lat nie szczęścia- niebieskie oczy lekko się
zwężyły.
-Szczerze-niezadowolony, wykrzywiłem się w grymasie- wystarczy mi kilka dni, ale i tak gorzej być nie może.
-Nie mów tak, bo wyzdrowiejesz i wszystko wróci do normy- usiadłem, wsłuchując się w jego słowa.
-Horan- złapałem delikatnie jego podbródek, przemywając zmęczoną twarz wodą- NIC nie będzie normalne, a na pewno nie ja.
Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć, więc ułożył tylko usta w wąską linię.
-Ahh...Pora zmierzyć się z rzeczywistością- chciałem mu wytłumaczyć jedną z najważniejszych rzeczy.- Tomlinson już tu nie wróci-opuściłem głowę, by nie patrzeć mu w oczy.
-Szczerze-niezadowolony, wykrzywiłem się w grymasie- wystarczy mi kilka dni, ale i tak gorzej być nie może.
-Nie mów tak, bo wyzdrowiejesz i wszystko wróci do normy- usiadłem, wsłuchując się w jego słowa.
-Horan- złapałem delikatnie jego podbródek, przemywając zmęczoną twarz wodą- NIC nie będzie normalne, a na pewno nie ja.
Chłopak nie wiedział co odpowiedzieć, więc ułożył tylko usta w wąską linię.
-Ahh...Pora zmierzyć się z rzeczywistością- chciałem mu wytłumaczyć jedną z najważniejszych rzeczy.- Tomlinson już tu nie wróci-opuściłem głowę, by nie patrzeć mu w oczy.
Różowe
usta momentalnie się otworzyły:
-Co
za chuj...
-Nie! Nie, obrażaj go. To nie jego wina!- zacząłem bronić nieobecnego- Dobrze, że odszedł. Będzie nam wszystkim lżej.
-Tylko nie tobie- Niall zabrał mi żółtą gąbkę, by zmyć ślady krwi z mojego ciała.
-Poradzę sobie...jakoś tam- uśmiechnąłem się, bo musiałem pokazać, że się nie boję, chociaż tak, naprawdę nie dawałem sobie rady. -A tak właściwie to, która godzina? - zapytałem, ponieważ straciłem poczucie czasu.
-Najwyższa pora na kolację i kąpiel- rzuciła pielęgniarka, otwierając drzwi.
Blond włosy, delikatnie opadały na ramiona, tworząc niby aureolę wokół ładnej twarzyczki.
-Niall, ty idziesz pierwszy. Ja tu poczekam- wygodnie ułożyłem się na jego łóżku.
Kobieta podała chłopakowi ręcznik, łapiąc go za ramię. Spojrzał jeszcze raz, a w jego oczach dostrzegłem zakłopotanie. Nie chciał mnie zostawiać, nie teraz. Uśmiechnąłem się, dodając mu otuchy, a ten w końcu wyszedł z sali. Teraz czekałem na dźwięk klucza, który zaraz głośno odbił się od żółtych ścian. No tak, zostałem sam. Porozmawiałbym sobie, ale z samym sobą? 'No hey jak masz na imię? Harry, a ty? To jest moje imię!' Nie, to trochę bez sensu, a poza tym wyszłoby, że jestem psychicznie chory i zamknęli mnie tu z konkretnego powodu. Przymknąłem oczy, ponieważ mój stan wskazywał na znaczne zmęczenie. Zerwałem się z łóżka i zaniosłem się głośnym jękiem. Dlaczego? Proste, znowu zobaczyłem twarz Louisa. Nie tą, która łagodziła każdy mój zmysł, tylko obraz ostatniej nocy. Łkałem cicho klęcząc nad szkłem. Odbijało ono moją twarz, co wyglądało naprawdę strasznie, lecz nie tego się bałem. Za sobą chciałem poczuć ciepły oddech szatyna, ręce wpijające się delikatnym gestem w loki i jego miękkie usta, całujące mnie po szyi. Czemu wiedziałem, że to nie wróci? Zostawiłem go, miałem wrażenie, iż może nawet zdradziłem. Tylko z kim? Nie chciałem go ranić, dobrze zrobił zostawiając mnie. Może kiedyś zapomni i będzie wiódł normalne życie? Ja na pewno nie. Przesadzałem? Nie, po prostu byłem wrażliwy, a chłopak dał mi coś … czego nigdy nie dostałem. Miękki głos jego śmiechu obijał się delikatnie o ściany mojej głowy, nie dając mi spokoju. Czemu musiałem cierpieć przez jedną osobę? Podniosłem głowę, a przez załzawione oczy ujrzałem otaczający mnie mrok. Nadszedł wieczór, a barwy momentalnie się zmieniły. Kawałki szkła raźnie odbijały migoczące światło gwiazd, a za szpitalnych drzwi dobiegały stłumione głosy ludzi. Podniosłem jeden ze srebrnych, ostro zakończonych przedmiotów i zacząłem się mu przyglądać. Przyglądać z chorą fascynacją, co chwilę obracając pod innym kontem. Szkło zmieniało odcień, lecz zawsze zostawało zimno srebrne. Jego otchłań bezwzględnie mnie pochłaniała. Zbliżyłem rękę do ust, po czym jednym ruchem przejechałem nią po wargach. Momentalnie zapiekły, lecz szybko przestałem zwracać na to uwagę, ponieważ krew wpadała do środka, rozlewając się po podniebieniu w cichym błaganiu o więcej. Znalazłem w tym przyjemność, przyjemność w bólu, który sobie zadawałem. Oparłem rękę na nadgarstku. Czemu miałem nie zakończyć swojego życia? Jedyna osoba na której mi zależało odeszła, a reszta? Poradziłaby sobie. Musiałem decydować. Decydować w tej chwili, to właśnie miał być moment pożegnania się z życiem...
-Komu to zaszkodzi? - mruknąłem, uśmiechając się w głuchej histerii.
Znowu poczułem ból... Więc w końcu to zrobiłem. Wystarczyło kilkadziesiąt sekund. Wokół mnie powoli rozlewała się czerwona maź, a ja po prostu słabłem. Obraz zamazywał się, dźwięk zanikał, a reszta zmysłów działała ze zdwojoną siłą. Wracały wspomnienia. Ciepłe poranki, uśmiechy chłopców, chwile radości i smutku. Oszołomiło mnie nagłe światło, było zbyt jasne. Raziło moje oczy i omamiało umysł... Pisk, który obił się o moje uszy i ruch przed moimi oczami. Rozmazane osoby jakby tańczyły wokół mnie. Podobało mi się to, śmierć była naprawdę przyjemna. Chciałem usnąć, lecz ujrzałem przed sobą tą uroczą twarz. Szeroki uśmiech chciał zwrócić na siebie uwagę, lecz niebiesko szare oczy zawsze były na pierwszym miejscu. Można było się w nich zatopić, ale ja pragnąłem usłyszeć ostatni raz głos, po którym mógłbym zasnąć. Zasnąć na zawsze.
-Louis?- cicho załkałem, opadając z sił.
Ku mojemu zaskoczeniu, złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął, przebudzając mnie z mojego snu:
-Harry, proszę. Nie rób tego.
Oczy szatyna stały się bardziej niebieskie, a twarz mimowolnie zmieniła swoje kształty.
-Ty nie jesteś Louis!- wykrzyczałem, wyrywając się ostatnimi siłami.
Chłopak spojrzał na mnie... właściwie to było ich trzech, a ja próbowałem nadążyć za każdą z jego postaci. Nie miałem na to siły, więc po prostu skupiłem się na dźwiękach.
-Wpuść mnie!- krzyczał ktoś, zbliżając się do drzwi.
-Masz tu nie wchodzić- ciężki oddech, wskazywał na zdenerwowanie. – Po co tu wróciłeś? On i tak umrze.
Ciekawy byłem kto prowadzi tą rozmowę, a przede wszystkim kto miał umrzeć.
Krzyki wpadły do pokoju ze wzmożoną siłą. Rozpływały się, odbijając od ścian sali, w której zrobiło się dość tłoczno.
Spojrzałem na blondynka, który nadal próbował ze mną rozmawiać. Nie odpowiadałem, ponieważ głowa sama zaczęła opadać, a usta nie chciały się otworzyć. Szybko dopadł do mnie chłopak, który wbiegł wraz z potężnym mężczyzną, zaplatając ręce wokół mojego pasa. Poddałem się, a oczy zaszły mi niesamowitą ciemnością. Mimo wszystko czułem się szczęśliwy.
________________________
Wiem, że zrobiło się nudno, ale to prawie koniec. Na prośbę Olivi nie dzieliłam rozdziału, jednak wasza obecność również mnie motywuje... nawet jeśli nie ma tych 15 komentarzy. Jeśli to czytacie naprawdę nie zaszkodzi napisać paru słów na tak lub nie, a mi to naprawdę pomaga w pisaniu ^^
-Nie! Nie, obrażaj go. To nie jego wina!- zacząłem bronić nieobecnego- Dobrze, że odszedł. Będzie nam wszystkim lżej.
-Tylko nie tobie- Niall zabrał mi żółtą gąbkę, by zmyć ślady krwi z mojego ciała.
-Poradzę sobie...jakoś tam- uśmiechnąłem się, bo musiałem pokazać, że się nie boję, chociaż tak, naprawdę nie dawałem sobie rady. -A tak właściwie to, która godzina? - zapytałem, ponieważ straciłem poczucie czasu.
-Najwyższa pora na kolację i kąpiel- rzuciła pielęgniarka, otwierając drzwi.
Blond włosy, delikatnie opadały na ramiona, tworząc niby aureolę wokół ładnej twarzyczki.
-Niall, ty idziesz pierwszy. Ja tu poczekam- wygodnie ułożyłem się na jego łóżku.
Kobieta podała chłopakowi ręcznik, łapiąc go za ramię. Spojrzał jeszcze raz, a w jego oczach dostrzegłem zakłopotanie. Nie chciał mnie zostawiać, nie teraz. Uśmiechnąłem się, dodając mu otuchy, a ten w końcu wyszedł z sali. Teraz czekałem na dźwięk klucza, który zaraz głośno odbił się od żółtych ścian. No tak, zostałem sam. Porozmawiałbym sobie, ale z samym sobą? 'No hey jak masz na imię? Harry, a ty? To jest moje imię!' Nie, to trochę bez sensu, a poza tym wyszłoby, że jestem psychicznie chory i zamknęli mnie tu z konkretnego powodu. Przymknąłem oczy, ponieważ mój stan wskazywał na znaczne zmęczenie. Zerwałem się z łóżka i zaniosłem się głośnym jękiem. Dlaczego? Proste, znowu zobaczyłem twarz Louisa. Nie tą, która łagodziła każdy mój zmysł, tylko obraz ostatniej nocy. Łkałem cicho klęcząc nad szkłem. Odbijało ono moją twarz, co wyglądało naprawdę strasznie, lecz nie tego się bałem. Za sobą chciałem poczuć ciepły oddech szatyna, ręce wpijające się delikatnym gestem w loki i jego miękkie usta, całujące mnie po szyi. Czemu wiedziałem, że to nie wróci? Zostawiłem go, miałem wrażenie, iż może nawet zdradziłem. Tylko z kim? Nie chciałem go ranić, dobrze zrobił zostawiając mnie. Może kiedyś zapomni i będzie wiódł normalne życie? Ja na pewno nie. Przesadzałem? Nie, po prostu byłem wrażliwy, a chłopak dał mi coś … czego nigdy nie dostałem. Miękki głos jego śmiechu obijał się delikatnie o ściany mojej głowy, nie dając mi spokoju. Czemu musiałem cierpieć przez jedną osobę? Podniosłem głowę, a przez załzawione oczy ujrzałem otaczający mnie mrok. Nadszedł wieczór, a barwy momentalnie się zmieniły. Kawałki szkła raźnie odbijały migoczące światło gwiazd, a za szpitalnych drzwi dobiegały stłumione głosy ludzi. Podniosłem jeden ze srebrnych, ostro zakończonych przedmiotów i zacząłem się mu przyglądać. Przyglądać z chorą fascynacją, co chwilę obracając pod innym kontem. Szkło zmieniało odcień, lecz zawsze zostawało zimno srebrne. Jego otchłań bezwzględnie mnie pochłaniała. Zbliżyłem rękę do ust, po czym jednym ruchem przejechałem nią po wargach. Momentalnie zapiekły, lecz szybko przestałem zwracać na to uwagę, ponieważ krew wpadała do środka, rozlewając się po podniebieniu w cichym błaganiu o więcej. Znalazłem w tym przyjemność, przyjemność w bólu, który sobie zadawałem. Oparłem rękę na nadgarstku. Czemu miałem nie zakończyć swojego życia? Jedyna osoba na której mi zależało odeszła, a reszta? Poradziłaby sobie. Musiałem decydować. Decydować w tej chwili, to właśnie miał być moment pożegnania się z życiem...
-Komu to zaszkodzi? - mruknąłem, uśmiechając się w głuchej histerii.
Znowu poczułem ból... Więc w końcu to zrobiłem. Wystarczyło kilkadziesiąt sekund. Wokół mnie powoli rozlewała się czerwona maź, a ja po prostu słabłem. Obraz zamazywał się, dźwięk zanikał, a reszta zmysłów działała ze zdwojoną siłą. Wracały wspomnienia. Ciepłe poranki, uśmiechy chłopców, chwile radości i smutku. Oszołomiło mnie nagłe światło, było zbyt jasne. Raziło moje oczy i omamiało umysł... Pisk, który obił się o moje uszy i ruch przed moimi oczami. Rozmazane osoby jakby tańczyły wokół mnie. Podobało mi się to, śmierć była naprawdę przyjemna. Chciałem usnąć, lecz ujrzałem przed sobą tą uroczą twarz. Szeroki uśmiech chciał zwrócić na siebie uwagę, lecz niebiesko szare oczy zawsze były na pierwszym miejscu. Można było się w nich zatopić, ale ja pragnąłem usłyszeć ostatni raz głos, po którym mógłbym zasnąć. Zasnąć na zawsze.
-Louis?- cicho załkałem, opadając z sił.
Ku mojemu zaskoczeniu, złapał mnie za ramiona i lekko potrząsnął, przebudzając mnie z mojego snu:
-Harry, proszę. Nie rób tego.
Oczy szatyna stały się bardziej niebieskie, a twarz mimowolnie zmieniła swoje kształty.
-Ty nie jesteś Louis!- wykrzyczałem, wyrywając się ostatnimi siłami.
Chłopak spojrzał na mnie... właściwie to było ich trzech, a ja próbowałem nadążyć za każdą z jego postaci. Nie miałem na to siły, więc po prostu skupiłem się na dźwiękach.
-Wpuść mnie!- krzyczał ktoś, zbliżając się do drzwi.
-Masz tu nie wchodzić- ciężki oddech, wskazywał na zdenerwowanie. – Po co tu wróciłeś? On i tak umrze.
Ciekawy byłem kto prowadzi tą rozmowę, a przede wszystkim kto miał umrzeć.
Krzyki wpadły do pokoju ze wzmożoną siłą. Rozpływały się, odbijając od ścian sali, w której zrobiło się dość tłoczno.
Spojrzałem na blondynka, który nadal próbował ze mną rozmawiać. Nie odpowiadałem, ponieważ głowa sama zaczęła opadać, a usta nie chciały się otworzyć. Szybko dopadł do mnie chłopak, który wbiegł wraz z potężnym mężczyzną, zaplatając ręce wokół mojego pasa. Poddałem się, a oczy zaszły mi niesamowitą ciemnością. Mimo wszystko czułem się szczęśliwy.
________________________
Wiem, że zrobiło się nudno, ale to prawie koniec. Na prośbę Olivi nie dzieliłam rozdziału, jednak wasza obecność również mnie motywuje... nawet jeśli nie ma tych 15 komentarzy. Jeśli to czytacie naprawdę nie zaszkodzi napisać paru słów na tak lub nie, a mi to naprawdę pomaga w pisaniu ^^
WoW ! - tylko tyle mozna o tym powiedzieć.
OdpowiedzUsuńXxxx
Ja sie od tego uzależniłam xD
OdpowiedzUsuńCzekam na następny pozdrowienia X
czuję się odpowiedzialna za ten rozdział ;o
OdpowiedzUsuńpięknie pięknie
OdpowiedzUsuńNie wiem co napisać, po prostu WOW. Zapraszam też na http://totaleclipseoftheheartangel.blogspot.com
OdpowiedzUsuńBiedny Harry... to przykre, że Louis odszedł. Chociaż pod koniec rozdziału odniosłam wrażenie, że wrócił. To do Louisa Niall mówił, że ma nie wchodzić? Tak mi się wydaje, ale może się mylę. Ej, ale Ty nie uśmiercisz Harrego? Prawda? Nie możesz!!
OdpowiedzUsuńOj mój biedny haroldzik ;( Cudownie piszesz! ^^ Czekam na nn... mam nadzieję, że co nieco się wyjaśni ;>
OdpowiedzUsuń+Zapraszam do mnie ---> http://magicandblood.blogspot.com/
Kurczę, nie wiem co mam tu napisać o bloga.. Popieram z komentarzem
OdpowiedzUsuńGatito... Nie możesz uśmiercić Harrego. W końcu to nie fair..
Pięknie to napisane, po prostu cudowne! I tyle powiem.
Kolejny rozdział na bloga tomlinswag ( http://amordirection.blogspot.com/ )
P.S. Zmieniłam adres bloga więc przepraszam i Zapraszam <3